Jan Sońta, podobnie jak inni byli więźniowie polityczni okresu stalinowskiego, od momentu wyjścia z więzienia pozostawał pod czynną obserwacją bezpieki.
Działania Służby Bezpieczeństwa wobec Jana Sońty "Ośki"
Zintensyfikowanie pracy operacyjnej wobec jego osoby niewątpliwie przypada na lata 1956-1957, kiedy to "Ośka" był prezesem Zarządu Wojewódzkiego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację w Kielcach. Nie zachowały się do dzisiaj akta inwigilacji "Ośki" z tego okresu, przypuszczać jednak można, że został on poddany obserwacji agenturalno-operacyjnej. Bardzo prawdopodobne jest, że w wyniku tych działań bezpieki musiał on zrezygnować z zajmowanego stanowiska prezesa Zarządu Wojewódzkiego ZBoWiD w Kielcach. W następnych latach nie stwierdzono już, by Jan Sońta prowadził jakąś wrogą działalność przeciwko władzy ludowej, co spowodowało, że w grudniu 1966 r. jego sprawa została zamknięta.
Przypadek "Ośki" nie był odosobniony, gdyż w okresie powojennym całe środowisko byłych partyzantów spod znaku AK i BCh było inwigilowane przez bezpiekę. Można odnieść wrażenie, że ówczesna władza obawiała się kombatantów, co w tym przypadku było uzasadnione, gdyż mieli oni przecież ogromne doświadczenie w organizowaniu konspiracji. SB posługiwała się przeciwko nim najróżniejszymi środkami. Jako źródło informacji wykorzystywano także byłych partyzantów, którzy zostali zwerbowanych jako informatorzy i tajni współpracownicy.
Jednym z najgroźniejszych agentów bezpieki działającym w środowisku kombatanckim regionu radomskiego był informator, a następnie tajny współpracownik noszący pseudonim "Pewny". Był to były partyzant BCh, który od 1941 r. należał do tej organizacji na terenie pow. kozienickiego, a od jesieni 1944 r. był w oddziale partyzanckim "Ośki". Człowiek ten po wojnie robił karierę dzięki współpracy z aparatem bezpieczeństwa, którą podjął w czasie studiów, w 1952 r. Jak wynika z dokumentów, "Pewny" wykazywał się ogromną gorliwością w powierzonych mu przez SB zadaniach, i choć sprawa jego działalności wymaga jeszcze dokładnego zbadania, można zaryzykować stwierdzenie, że swoimi donosami, za które był wynagradzany wysokimi kwotami pieniężnymi, wyrządził ogromne szkody środowisku kombatanckiemu.
Pierwszy okres inwigilacji "Ośki" zamyka data 1966 r. Po kilku latach przerwy, od pierwszej połowy lat siedemdziesiątych XX w., w treści donosów TW ps. "Pewny" zaczynają pojawiać się informacje, które ponownie pobudzają zainteresowanie bezpieki osobą Jana Sońty. Skrupulatność i dokładność informacji przekazywanych SB przez tajnego współpracownika o ps. "Pewny", pozwala poznać stosunek Jan Sońty do ówczesnej władzy, do tego, co się działo w kraju. W jednym z donosów z 1973 r. "Pewny" napisał: "Sońta jak zwykle ujemnie wyraził się o władzach [...] Nie wiadomo kto jest Moczar i Jaruzelski. Sońta stwierdził, że wolałby żeby w Kielcach czy Radomiu byli komisarze rosyjscy, bo tak nie wiadomo, co to jest. Wiadomo byłoby wtedy jakby to uważać. Często stwierdza, że jest to druga okupacja Polski". Inna informacja pozwala nam poznać poglądy "Ośki", tym razem na temat radomskiego Czerwca 1976 r., który także poprzez donos znalazł odbicie w dokumentacji SB: "Jan Sońta charakteryzując przebieg zajść w Radomiu (25.VI.76) podkreślał głównie »prowokacyjne« i brutalne działania MO, dodając, że w żadnej placówce Gestapo nie maltretowano tak Polaków jak w 1976 roku w Radomiu".
Służba Bezpieczeństwa w przypadku Jana Sońty słusznie obawiała się jego ponownego zaangażowania w konspirację. Przy jego szerokich znajomościach bez większego problemu nawiązał on kontakt z Komitetem Obrony Robotników oraz Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela, co miało miejsce prawdopodobnie w 1977 r. Choć osobiście nie zaangażował się poważnie w działalność tych organizacji, to jednak pozostawał w dobrych kontaktach z niektórymi ich działaczami, np. Bogumiłem Studzińskim i Marianem Gołębiewskim, należącymi do ROPCiO. To za ich sprawą, miał dostęp do wydawanych w drugim obiegu przez tę organizację czasopism: "Gospodarz" i "Opinia". Jeden z przedstawicieli ROPCiO zaproponował mu nawet współpracę przy tworzeniu "Opinii", na co Jan Sońta nie zgodził się, choć jego stosunek do KOR i ROPCiO pozostawał nadal bardzo pozytywny. "Pewny" donosił: "Sońta nie działa on w żadnej z tych organizacji, gdyż jak twierdzi na drugi dzień byłby zwolniony z pracy, a musi utrzymać rodzinę". Poza tym "Ośka" zaczął w tym okresie podupadać na zdrowiu. W 1977 r. okazało się, że ma raka nerki. Trafił do szpitala, gdzie poddał się operacji, choć było duże ryzyko, że jej nie przeżyje.
Choroba Jana Sońty pokrzyżowała wiele spośród jego licznych planów. Miał, m.in. wyjechać turystycznie do Szwecji. W grudniu 1976 r. złożył on wszystkie wymagane dokumenty w Wydziale Paszportów KWMO w Radomiu. Władza wyraziła zgodę i wydano mu paszport ważny na okres od 4 lutego do 31 lipca 1977 r. Niestety w tym właśnie czasie, trafił on do szpitala i do wyjazdu tego nie doszło. Gdy poczuł się lepiej wystąpił ponownie z prośbą o przedłużenie ważności paszportu, na co także uzyskał zgodę. Niestety i tym razem podróż ta nie była mu dana.
Jan Sońta, mimo, że poważnie podupadł na zdrowiu, nie zaprzestał swojej działalności kombatanckiej. Nadal uczestniczył w licznych uroczystościach rocznicowych i spotkaniach oraz utrzymywał najróżniejsze kontakty, także z działaczami organizacji antysocjalistycznych. Pozostawał też pod obserwacją Służby Bezpieczeństwa, poprzez jednego ze swoich kolegów, o którego dwulicowości nic nie wiedział. Właśnie w tym czasie SB, wiedząc o dostępie Jana Sońty do nielegalnej literatury, za pomocą tajnego współpracownika ps. "Pewny", przeprowadziła akcję prowokacyjną, w której wyniku zdobyto dowody na jego kontakty z opozycją. Dowodem była książka "Archipelag Gułag", która opisywała zbrodniczą działalność komunistów w Związku Radzieckim. Książkę tę, Jan Sońta w zaufaniu pożyczył koledze, oczywiście nie wiedząc o tym, że ten jako TW "Pewny" jest agentem bezpieki.
Posiadanie przez Jana Sońtę nielegalnych wydawnictw, na co SB miała już niezbite dowody, spowodowało, że wszczęto przeciwko niemu dochodzenie. W dniu 8 kwietnia 1978 r. sierż. Andrzej Żymalski, inspektor operacyjny KWMO w Radomiu, złożył w tej sprawie odpowiedni wniosek. Jako podstawę do wszczęcia sprawy operacyjnego sprawdzenia wskazał on posiadanie przez Jana Sońtę nielegalnych wydawnictw, powiązania z działaczami KOR i ROPCiO, oraz utrzymywanie kontaktów z działaczami podziemia niepodległościowego, ze szczególnym wskazaniem na Antoniego Hedę "Szarego". Sprawie nadano kryptonim "Ośka". Do obserwacji Sońty wyznaczono dwóch tajnych współpracowników SB – „sprawdzonego” już TW ps. "Pewny" donoszącego od lat m.in. na środowisko kombatanckie oraz TW ps. "Grzegorz", pracującego w tym samym zakładzie co "Ośka".
Za główne cele inwigilacji osoby Jana Sońty, SB stawiała sobie: określenie zakresu kolportażu nielegalnej literatury, przejęcie tej literatury w celu uniemożliwienia dalszego jej rozpowszechniania, wykrycie źródeł jej pochodzenia oraz ustalenie czy Jan Sońta oprócz kolportażu nie prowadzi jeszcze jakieś działalności opozycyjnej.
W dniu 8 maja 1978 r. upływał termin ważności paszportu Jana Sońty. Służba Bezpieczeństwa postanowiła to wykorzystać. Został on więc wezwany na rozmowę do Wydziału Paszportów KWMO w Radomiu na dzień 26 kwietnia 1978 r. Rozmowę przeprowadził kpt. Roman Stępień, oficer SB pełniący funkcję zastępcy naczelnika Wydziału III KWMO w Radomiu, o czym Jan Sońta oczywiście nie wiedział. Początkowo pytano go o sprawy związane z wyjazdem do Szwecji, tzn. czy zamierza w ogóle wyjechać, gdyż za niecałe dwa tygodnie upływał mu termin ważności paszportu i w jakim celu tam jedzie. Jan Sońta przytaknął i dodał, że w Szwecji zamierza zapoznać się z budownictwem inwentarskim, by później techniki te przenieść do Polski. Następnie oficer SB zaczął dopytywać się o KOR i ROPCiO, ale jak sam później w notatce zapisał: "Jan Sońta stwierdził, że słyszał, iż w Warszawie utworzyły się jakieś komitety, lecz z ich działalnością nie spotkał się. Daleki jest od tego by traktować te sprawy poważnie. Jednocześnie deklarował się, iż w przypadku, gdyby zetknął się z wydawanymi przez nich wydawnictwami bądź z przedstawicielami tych grup, natychmiast mnie zawiadomi. Deklarując się, chciał stworzyć pozory właściwie przyjętej obywatelskiej postawy. Robił to w celu, aby mu nie stwarzać problemów z wyjazdem".
Kpt. Roman Stępień, nie wierzył w to, co mówił Jan Sońta, dobrze wiedział o jego kontaktach z opozycją i o nielegalnej literaturze. Kolejne pytania dotyczyły spotkań kombatanckich. Jan Sońta także i w tym przypadku nie ujawniał żadnych informacji. Na tym też spotkanie się zakończyło. Oficer SB w notatce z tej rozmowy zapisał: "Z uwagi na to, że rozmówca wiele spraw ukrywa przed nami, a nie można było mu zarzucić kolportażu literatury z obawy przed dekonspiracją źródła, a ponadto istnieje możliwość, że jakieś materiały przemyci do Szwecji lub w drodze powrotnej należy zwrócić się do Zarządu Zwiadu WOP w Warszawie o przeprowadzenie rewizji".
Jan Sońta po tej rozmowie całkowicie zrezygnował z wyjazdu do Szwecji. Z powodu choroby żony i problemów z tym związanych, prawdopodobnie zapomniał on o zdaniu w terminie paszportu, przez co naruszył obowiązujące wówczas przepisy. Wykroczenie, jakie popełnił, było dla SB punktem wyjścia do dalszych działań względem jego osoby. W dniu 2 czerwca 1978 r. został on wezwany na kolejną rozmowę, także pod pretekstem spraw paszportowych. Służba Bezpieczeństwa podjęła wówczas próbę werbunku Jan Sońty na tajnego współpracownika i zamierzała wykorzystać go w sprawie o kryptonimie "Grawer" (sprawa ta dot. działania Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela na terenie Radomiu, w wyniku której SB nie dopuściła do zawiązania się struktur tej organizacji na naszym terenie).
Także i tym razem rozmowę prowadził kpt. Roman Stępień. Podobnie jak w poprzednim przypadku zaczęto od spraw paszportowych. Następnie Jan Sońta usłyszał pytania o KOR i ROPCiO. Gdy i tym razem zbywał oficera SB pustymi słowami, ten przedstawił mu wszystkie informacje jakie Służba Bezpieczeństwa posiadała, na temat jego kontaktów z działaczami opozycji oraz posiadania nielegalnej literatury. Jan Sońta zaprzeczył wszystkiemu, ale jednocześnie chyba już zdawał sobie sprawę z tego, co mu grozi. Dlatego też podjął rozmowę z oficerem SB, chcąc dowiedzieć się, czego tak naprawdę od niego chcą. By wyjść cało z opresji "Ośka" powiedział, że jeśli coś będzie wiedział na tematy interesujące władze, to powiadomi kogo trzeba, bo tego wymaga od niego obywatelska postawa. Zastrzegł przy tym, że nie będzie robił żadnych podchodów wobec kolegów, bo na to nie pozwoli mu sumienie. Wówczas kpt. Roman Stępień poprosił go o wyrażenie tej zgody na piśmie – jednak Jan Sońta kategorycznie odmówił podpisania współpracy. Oficer SB próbował go przekonywać, jak zapisał później w notatce z tej rozmowy: "[...] dałem mu do zrozumienia, że i on na pewno będzie chciał aby mu pomóc w przypadku wyjazdu za granicę, nie mówiąc już o tym, że musi ponieść konsekwencje z powodu zlekceważenia przepisów paszportowych oraz, że w tej chwili drogę wyjazdu sam sobie zamknął". Jan Sońta mimo wszystko nie podpisał zobowiązania, podtrzymał jedynie swoją deklarację, że jako prawy obywatel, gdy czegoś się dowie, to powodami o tym władze. Oficer SB jednak dobrze wiedział, że słowa te nic nie znaczą, a ich wypowiedzenie miało jedynie zapewnić przesłuchiwanemu spokój.
Rozmowa ta trwała trzy godziny. Próba werbunku Jana Sońty nie powiodła się. Kpt. Roman Stępień, we wnioskach z tej rozmowy napisał, że należy uzgodnić z naczelnikiem Wydziału Paszportów sposób rozliczenia Jana Sońty z jego wykroczenia względem przepisów paszportowych i załatwienia jego sprawy tak, przedstawiając mu odpowiednie przepisy i sankcje, by sam zabiegał o pomoc u SB oraz, że należy kontynuować kontrolę operacyjną jego osoby.
Służba Bezpieczeństwa kontynuowała obserwację Sońty. Dążono w niej przede wszystkim do ustalenia, czy nie ujawnił on faktu tej rozmowy (nikt nigdy się o niej nie dowiedział) oraz czy nie angażuje się dalej w działalność antysocjalistyczną. Mimo, iż SB nie udało się zwerbować Jana Sońty, to w jakimś stopniu rozmowa ta odniosła skutek. "Ośka" wiedząc już, że władza bardzo interesuje się nim i jego kontaktami, a także obawiając się konsekwencji (bo przecież doskonale wiedział czym jest więzienie i to w dodatku to w najgorszym wydaniu), wycofał się z działalności publicznej. Jak zapisał w meldunku oficer SB: "W wyniku kontroli operacyjnej ustalono, że Sońta nie prowadzi żadnej działalności, nie stwierdzono by ujawnił fakt prowadzenia z nim rozmowy przez Służbę Bezpieczeństwa. Dalsze informacje ukazują, że ostatnio jest mało aktywny i nie inspiruje do organizowania imprez rocznicowych, sam rzadko w nich uczestniczy". Osłabienie jego zaangażowania w jakąkolwiek działalność kombatancką, zarówno bliscy jak i znajomi, odbierali jako konsekwencję jego ciężkiej choroby – w rzeczywistości, jak się okazuje, nie był to jedyny powód.
Jan Sońta cały czas pozostawał w zainteresowaniu Służby Bezpieczeństwa, choć częściowo zmieniały się cele jego obserwacji. Oprócz tego, że nadal próbowano rozpracowywać jego kontakty i zaangażowanie w ROPCiO, zwrócono uwagę na jego kontakty z byłą prawicą ruchu ludowego, w związku z czym próbowano ustalić, czy angażuje się w prowadzoną przez nią działalność antysocjalistyczną. Ponadto w tym okresie, tzn. pod koniec lat siedemdziesiątych XX w., Służba Bezpieczeństwa czytała jego pocztę próbując wychwycić informacje przydatne w prowadzonym sprawy.
W grudniu 1979 r., z powodu małej aktywności Jana Sońty, SB przekwalifikowało jego sprawę na kwestionariusz ewidencyjny. W tym czasie zaangażował się on, przede wszystkim tylko w działalność zawodową, a to z powodu zbliżającej się emerytury. By mieć jak największe świadczenia, dwukrotnie zmienił miejsce pracy dla wyższych zarobków. Jak zanotował oficer SB, m.in. na podstawie danych uzyskanych od TW ps. „Grzegorz”: "Z rozpracowania wynika, że Sońta Jan w okresie kilku miesięcy nie angażuje się w miejscu pracy w działalność poza służbową, jak również nie wypowiada się na temat swojej działalności w okresie okupacji. W miejscu pracy nie komentuje aktualnych wydarzeń w kraju. Z opinii służbowych wynika, że jego fachowość, wywiązywanie się z obowiązków służbowych, jak również jego strona moralno-etyczna nie budzi zastrzeżeń". Ponieważ Jan Sońta nie prowadził wówczas zdaniem SB żadnej szkodliwej działalności, w listopadzie 1980 r. postanowiono zamknąć jego kwestionariusz ewidencyjny, co było równoznaczne z zakończeniem inwigilacji.
Mimo zakończenia sprawy o krypt. "Ośka" – Jan Sońta nadal, tzn. do końca lat osiemdziesiątych XX w., pozostawał w zainteresowaniu Służby Bezpieczeństwa. Uczestnicząc w różnych imprezach rocznicowych np. na Piotrowym Polu, w Skaryszewie, Odechowie, Siennie i Kazanowie, stawał się figurantem spraw operacyjnych prowadzonych na środowisko organizatorów i uczestników tych uroczystości. Szczególne znaczenie dla Jana Sońty, a także jego podkomendnych z oddziału partyzanckiego BCh, miała uroczystość w pierwszą niedzielę lipca w Kazanowie, którą wprost często nazywano – świętem partyzantów od "Ośki". Uczestnicy tej uroczystości w latach 80., także znajdowali się pod obserwacją Służby Bezpieczeństwa. Na Jana Sońtę i innych uczestników tej uroczystości donosili agenci bezpieki wywodzący się ze środowiska kombatanckiego, np. TW "Pewny", TW "Potok", a także pochodzący z Kazanowa i okolic, jak TW "Lipa", TW "Jakub".
Działania bezpieki wobec Jana Sońty można uznać za klasyczny przykład inwigilacji byłych dowódców partyzanckich. W mniej lub bardziej podobny sposób, SB prowadziła obserwację osób takich jak: Antoni Heda "Szary", Stefan Bembiński "Harnaś", Władysław Molenda "Grab" oraz Władysław Owczarek "Bula".
Artykuł powstał na podstawie dokumentów z zasobu IPN, udostępnionych na podstawie wniosku naukowo-badawczego autora. Artykuł ten był podstawą referatu wygłoszonego przez autora na konferencji popularnonaukowej "Żołnierze Batalionów Chłopskich obwodu iłżeckiego i ich losy w powojennej Polsce", która odbyła się w Kazanowie 28 kwietnia 2009 r.
Tel.: 509-139-815
Tel.: 505476156
Tel.: 723312399
Tel.: 783991912
E-mail.: 602817487
Tel.: 516927589
Tel.: 698680086
E-mail.: 601612271
0 użytkowników i 241 gości