Kiedy mama powiedziała Wandzie Kwietniewskiej (wokalistka, liderka zespołu Wanda i Banda), że jadą na wczasy do Iłży, Wanda, wtedy szesnastolatka, wpadła w czarną rozpacz. Iża ? Nawet nie wiedziała, gdzie to jest.
Dwa tygodnie w takim miejscu to przecież męczarnia. Co ciekawego mogłoby się wydarzyć w Iłży? Pierwszego dnia turnusu rzuciła się do okna, żeby wybadać teren. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, było boisko, na którym chłopcy grali w siatkówkę. Wczasy zaczęły się obiecująco. Wanda trenowała siatkówkę i wiedziała, że będzie miała się czym popisać. Zwróciła uwagę na najwyższego zawodnika. Miał przystojną, pociągłą twarz i grał rewelacyjnie. Nazywał się Andrzej Miziński, skończył 19 lat. Mieszkał w Iłży, po wakacjach zaczynał studia na warszawskiej Politechnice. - Wanda podeszła do nas i się przedstawiła. Zgrabna, z temperamentem, a ja nie lubię ciepłych klusek. Zaiskrzyło od razu - wspomina Miziński.
Andrzej wydał się Wandzie poważny. Imponował jej wiedzą, spokojem. Podświadomie wyczuwała w nim siłę, co ją trochę peszyło. - W takim wieku trzy lata różnicy to przepaść. Ja byłam głupią kozą, on - prawie studentem -tłumaczy Kwietniewska.
Dwa tygodnie minęły na spacerach, meczach siatkówki i grze w brydża. Po urlopie między Elblągiem, gdzie mieszkała Wanda, a Warszawą zaczęły kursować listy. - Jestem umysłem ścisłym, któremu formułowanie myśli na papierze przychodzi z trudem, a tu nagle się rozpisywałem. Zrozumiałem, że to poważna sprawa. Zakochałem się - mówi Miziński.
W czasach internetu i komórek odległość nie ma znaczenia, ale trzydzieści lat temu wydawało się, że Warszawa i Elbląg leżą na innych planetach. Dziś Wanda Kwietniewska śmieje się, że ich uczucie zabiła zacofana technologia. Listy przychodziły z opóźnieniem, rozmowy międzymiastowe trzeba było zamawiać przez centralę, coś trzeszczało na łączach. - Te nasze kontakty to była męka - mówi Kwietniewska. - Andrzej, zabiegany student, odwiedził mnie raz. Stawił się z kwiatkami i pudełkiem czekoladek, wytrzepał dywany, bo zbliżały się święta. Podsłuchałam jego rozmowę z moją mamą. Oświadczył, że się ze mną ożeni. „Ale ona ma szesnaście lat!" - zaoponowała mama. „Nie szkodzi. Poczekam" - szybko odpowiedział. Jego deklaracje nie wywarły na Wandzie wrażenia. „Miłość? Jak najbardziej! Ale małżeństwo?
Raz umówili się, że Wanda przyjedzie do Andrzeja do Warszawy. I nagle jej kochani, tolerancyjni rodzice twardo powiedzieli „nie". Wprawdzie wymknęła się romantycznie z domu o świcie, ale już w połowie drogi na dworzec poczuła na ramieniu ciężką rękę ojca. Nigdy nie wyznała Andrzejowi prawdy. Po prostu wstydziła się, że ją, osobę dojrzałą, tatuś ganiał po ulicy jak gówniarę. Tymczasem Andrzej potraktował sprawę jak afront. Czuł się upokorzony i odepchnięty. Zabrakło mu wiary, że przetrwają. - Od tamtej chwili wszystko zaczęło rozchodzić się w szwach. Szybko podejmuję decyzje i wtedy też przestałem pisać - mówi Miziński.
Andrzej zniknął z życia Wandy na dobre. Potem, gdy zaczęła robić karierę i miotać się w różnych związkach, czasem wspominały z mamą chłopaka z Iłży, który chciał się żenić. On też ułożył sobie życie. Rodzina, dwie córki, firma budowlana. Ciężka praca i... dziwna tęsknota. Raz wszedł do pokoju, w którym dzieci oglądały telewizję. Na ekranie śpiewała Wanda.
Wycofał się w popłochu. Trzymał emocje na wodzy, bo wiedział, że to jedyna kobieta, która może zagrozić jego rodzinie, a tego nie chciał. Raz spotkał Wandę, robił wtedy zakupy. Przeszła z psem tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Poczuł skurcz serca, aż zabolało. Nie podszedł. - Wiedziałem, że urodziła córkę. Byłem pewien, że jest szczęśliwa. Lata mijały. Dzieci dorosły, a jemu przestało układać się z żoną. - Któregoś dnia z przyjaciółmi wspominaliśmy Wandę. Ktoś rzucił, żeby zaprosić ją na koncert. I w tej chwili zdałem sobie sprawę, że dłużej nie mogę tak żyć.
Postanowiłem wziąć byka za rogi. Przez trzydzieści lat nie zapomniałem adresu jej rodziców w Elblągu. U jej zaskoczonej mamy wyprosiłem numer komórkowy. Kwietniewska przyznaje, że gdy usłyszała w słuchawce nazwisko Miziński, zrobiło jej się słabo. - Moje dotychczasowe miłości kończyły się rozczarowaniami. Byłam zmęczoną, samotną matką, która aż nazbyt dobrze wiedziała, na czym polega prawdziwy związek. Bardziej od efekciarstwa zaczęłam cenić odpowiedzialność, dobroć, lojalność. Czyli to wszystko, z czym zawsze kojarzył mi się Andrzej. Gdy zapraszała go na weekend na Mazury, gdzie spędzała wakacje z córką Kariną, poczuła, że zaczyna dziać się coś ważnego. Żartowała: „A może jesteś stary, łysy i gruby? Jak jesteś gruby, to nie przyjeżdżaj!", ale w głębi ducha była przerażona. Na kilka godzin przed jego pojawieniem się krążyła po polance, zastanawiając się, czy dobrze wygląda w kostiumie kąpielowym. Musiała porozmawiać z córką, bo Karina zaczęła się dziwić, dlaczego mama tak przeżywa spotkanie z obcym człowiekiem.
On przyznaje, że jechał na Mazury, żeby w końcu wyleczyć się ze wspomnień. Na próżno. Gdy wysiadł z samochodu, tylko westchnął: „Gdybyś choć trochę zbrzydła...". Po trzech dniach wracał do domu zakochany do szaleństwa. Nie miał wątpliwości. Jeszcze tego samego dnia wyznał wszystko żonie. W kilka miesięcy zburzył stary porządek. Razem z Wandą zaczęli naprawiać to, co rozsypało się trzydzieści lat temu.
Tel.: 509-139-815
Tel.: 505476156
Tel.: 723312399
Tel.: 783991912
E-mail.: 602817487
Tel.: 516927589
Tel.: 698680086
E-mail.: 601612271
0 użytkowników i 241 gości